"Nie będę ci o GWN opowiadał bo naszą gildię trzeba zobaczyć. Wybierzesz się z nami w odwiedziny jak będziemy wracać do siebie to sama zobaczysz. My też tu jesteśmy gośćmi podobnie jak ty."- powiedziałem do kotki.
Usłyszałem że jaszczur coś mówi o przynoszeniu picia.
"Przynieś dużo Chihy. Doprawiona jest całkiem dobra." - krzyknąłem do jaszczura.
Offline
Sssamica
Awea zamyśliła się chwilę
- Możesz mi Panie powiedzieć kto jest Mistrzem tego "osławionego" GWN? Daleko stąd jest do tej Gildii?
Offline
Sssamica
- Kto wie, może się kiedyś z Wami wybiorę do GWN, narazie chciałabym poznać tą osadę i naszych miłych gossspodarzy
Awea popatrzyła za oddalającym się w stronę Karczmarza - Waranem
Offline
Serina skończyła jeść prosiaka.
-Hmm tez spróbowałabym tego waszego napoju, bo w gardle mi zaschło.
Spojrzała na sidankę. Pierwszy raz widziała przedstawiciela tej rasy.
-Do naszej osady powinnaś zajrzeć koniecznie. Osławiona osada w pobliżu Nimith otwarta jest dla miłych gości. A co do miejscowych gospodarzy to oni również do miłych należą, a i ugościć potrafią jak przystoi. Wcześniej nie podróżowałam tyle i rzadko miała okazję odwiedzać obce gildie, a teraz widzę, że świat na Nimith się nie kończy.
Serina wyglądała jakby miała ochotę uraczyć zgromadzonych jakąś opowieścią i zdawała się czekać tylko na zachętę i coś co zwilżyło by jej gardło, bo wszak przy mówieniu wysuszyć je można.
Offline
Wkraczam do karczmy... dumny z siebie.... oto kolejna grupa nag znalazla swoje przeznaczenie dyktowane mym cepem z wielka kulą z kolcami... hehe nawet na pamiądke wziolem sobie kilka ich zębów.... rozglądam się po pomieszczeniu heh robi sie tu coraz tłoczniej... nie widze pustego stolika... coz postoje gdzies w cichym kącie... Przechodze bacznie zwracajac uwage na obcych, ale i na tych których znam... przynajmiej z widzenia... no nic, podchodze do karczmarki i mowie -prosse jedna butelke tejj gozałki ymm "powiew ssmierci" ssie zowie... Barmanka podaje mi cała glinianą butelke z rozgrzewającą żołądek trunkiem... -cos na ząb może? pyta się barmanka a ja ponuro odpowiadam -zjadłem jusss kilka sztuk surowych kawalkow ogonów nag wiec jesstem sssyty. Pociekla mi slinka gdy sobie przypomnialem jak pyszne i pikantne byly te ogony....
Offline
Ochlaptus
Krasnolud patrzył jak oniemiały na przybyszkę. Sidanka? W życiu kogoś takiego nie widział.
- Niech mnie diabli - tutaj krasnolud trzasnął się ręką w pysk bo zorientował się, że przeklinać przy nowo poznanych damach nie wypada - Wybacz mi, żem się nic nie odzywał alem chwilowo oniemiał. Jestem Kherehabath jak już Rabui zdążył wspomnieć.
Po wypowiedzeniu tych słów znienacka zaburczało mu w brzuchu.
- Duvelshais...... (trzepnięcie w pysk) Znaczyyyy...... Głodnym. Zjem chyba mój przysmak wędzonego szczur.... (kolejne trzepnięcie) znaczy... eeeee.... prosiaka. Karczmarzu podaj jeśli łaska.
Krasnolud spojrzał podejrzlliwym wzrokiem na Serinę. Postanowił zrobić dziś wyjątek i podac jej trochę swojego trunku. Jego wzrok znów spoczął na przedstawicielce sidanów.
- Skąd Pani przybywasz jeśli można wiedzieć? Dużom świata zwiedził i mało jest miejsc w których nie bywałem jednak ostatnio spotyka mnie coraz więcej zaskakujących wydarzeń!
Offline
Sssamica
Awea jakby się zmieszała na pytanie Krasnoluda skąd przybywa. Nie chciała nikomu mówić o swojej przeszłości ani gdzie zmierza. Miała swój mały cel, ale narazie miał zostać tylko jej celem. Więc udała, że tego pytania nie słyszy i starała się skierowac rozmowe na inny temat.
-Krasnolud prawdziwy krasnolud, oj przepraszam, że Pana do tej pory nie zauważyłam. Ojej zawsze chciałam porozmawiać z Krasnoludem, ale Ci co ich do tej pory spotkałam, byli jacyś tacy nie do pogadania. Niech mi Pan opowie coś o sobie.
Krasnolud powinnien podłapać temat, miałą taką szczerą nadzieję....
Offline
Ochlaptus
Krasnolud akurat miałzamiar podłapać temat bo zawsze lubiał coś poopowiadać.
- O sobie powiadasz Pani? Pierwszy raz mnie ktoś o to prosi! - krasnolud szelmowsko się uśmiechnął - Coż można rzec? Kiedyś strasznie barbarzyński byłem, że tak powiem. Paliłem, ścinałem, grabiłem, mordowałem... (trzaśnięcie w pysk).... yyyyy....... znaczy dziki i drzewa... yyy etc etc mniejsza z tym. W każdym bądź razie udomowiłem się nieco i obecnie jestem Pretorianinem Gildi Wielkich Niezależnych jakby na to nie patrzeć. Do skromnej pęsji dorabiam sobie jak górnik żeby mieć na wódk.... yyyy... na wode się znaczy. Wybudowałem też arenę i niektórzy nazwyają mnie Mistrzem Areny. Sam startowałem tylko raz i dość tragicznie się to skończyło bo głowa spadł... yyyy... No. Nie o tym miałem mówić. Cóż więcej mogę powiedzieć? Lubię dalekie wędrówki na które bardzo często się pieszo udaje. Zawędrowałem do tak odległych krain jak chociażby Smocza Dolina co na krańcu świata leży po drodze spotykając szalonych gnomów co dziwne wynalazki konstuou.... no budują się znaczy. Z tamtąd też pochodzi największy mój przyjaciel dosłownie rzecz ujmując bo pewnie widziałaś Pani tego smoczka co sobie stoi przed wejściem. Ale nie o tym miałem mówić. Jako jeden z nielicznych byłem w Zaświatach, gdyż pisane mi było zginąć jakiś czas temu. Stąd ta blizna na piersi mojej! - krasnolud podniósł kolczuge którą miał na sobie, a także kawał tkaniny który był pod nią i oczom zebranych ukazała się spora szrama - poznałem tam Archanioła czy jak mu tam było. Potężny skubaniec. Obszerniej me przygody mogę przedstawić po spożyciu tego prosiaka co go tu prztargano bo mój głos skutecznie zagłusza to w brzuchu burczenie.
Ostatnio edytowany przez Kherehabath (2006-06-20 22:40:49)
Offline
Serina spróbowała jeden łyk napoju krasnoluda, po czym stwierdziła, że był to o jeden łyk za dużo.
-O matko z czego wy to robicie? Kwasu żołądkowego smoka? Ostatnim razem coś podobnego piłam w szkole. A wiedzieć musicie, że uczęszczać mi było dane do najlepszej szkoły dla szermierzy w Rivangoth.
Serina miała najwyraźniej ochotę opowiedzieć co swoich wcale tak nie odległych czasach szkolnych. Zaczęła opowieść nie bacząc czy ktoś ją słucha, z nadzieją że samą ta opowieścią obecnych zainteresuje. Nie sięgnęła już więcej po napój Kherehabatha.
- Kiedy byłam w szkole dla szermierzy przeznaczonej, gdzie posłali mnie moi opiekunowie pamiętam dobrze takie jedno wydarzenie. Otóż byłam wtedy na pierwszym roku tak jak i pewien młodzieniec, o którym mówić będę. Elf czystej krwi. Pamiętam go dobrze, bo często mieliśmy razem zajęcia. Nosił krótko przystrzyżone włosy, co u tej rasy jest rzadkością. Był tak wysoki jak ja, choć chodził z tak wysoko poniesioną głową, że zdawało się że jest od nasz wszystkich wyższy. Jako, ze rodzice jego byli nieprzyzwoicie bogaci, toteż zażyczyli sobie dla syna indywidualne nauczanie. Przydzielono mu najlepszego elfiego instruktora w całej szkole, a ja przynajmniej miałam już z nim spokój, bo na naszych grupowych zajęciach już się nie pojawił. A bestia byłą zdolna piekielnie tak, że jak ja zaczynałam przedostatni rok, to on podszedł do swojego instruktora i pyta się go:
-Mistrzu czy pozostało jeszcze coś czego mógłbym się nauczyć od ciebie?
Mistrz zaś odpowiedział ma następująco:
-Nie uczniu. Opanowałeś już wszystko co mogłem ci przekazać.
No i ten nadęty bufon jak tylko to usłyszał, to zaczął po całej szkole rozgłaszać, że umie tyle co mistrz, a w krótkim czasie już wołał, ze jest w stanie pokonać go w pojedynku. A żacy jak to żacy postanowili przekonać się na własne oczy i taki turniej zorganizowali. Wyobraźcie sobie, że tamten łaził przed tym turniejem zadzierając jeszcze wyżej głowę i pusząc się jak paw. Oczywiście w końcu przywalił tym pustym czerepem w jakąś framugę.
Serina uśmiechnęła się na wspomnienie tego niewątpliwie zabawnego wypadku.
-W każdym razie nie ostudziło to go i stawił się o ustalonej godzinie na arenie, gdzie czekał już na niego mistrz. Mówię wam jak żyje takiej walki dwóch szermierzy nie widziałam. Trwało to długo, a i popatrzeć było na co, bo ciosy były niebywale szybkie i równie szybko odpierane. A walka trwała długo i była wyrównana. Nagle mistrz uderzył tak jakoś dziwnie. Nikt z nas nie uczył się takiego ciosu, a jak się okazało ów młody elf także nie znał go. Mistrz stanął nad pokonanym i ze stoickim pokojem zaczął poprawiać sobie opaskę na czole. Żebyście widzieli minę młodzieńca. Ja myślałam ze pęknę ze śmiechu tak gały wytrzeszczał. Podniósł się i pyta się mistrza przy całej szkole w ten sposób:
-Dziwne. Nauczyłem się od ciebie wszystkiego co związane jest ze sztuką szermierki. Dlaczego więc pokonałeś mnie ciosem, którego nie znam.
Mistrz odpowiedział mu:
- Masz rację, nauczyłem cię wszystkiego czego mogłem cię nauczyć, ale ten cios zachowałem dla siebie, aż do dzisiejszego dnia.
Serina skubnęła resztki tego co zostało z świniaka. Nie była już głodna, jeno dla samej przyjemności jedzenia skubnęła ponownie.
Offline
Chwila minęła towarzystwo się rozgadało... Tymczasem JA Waran, dorwał się do zapsów trunku... Nie minęła chwila jak dokulał się z zamówionym trunkiem, lecz mocno osłabion wczesniej wyssanym z beczki trunkiem, gruchnął swoją paszczą o blat. Z jego oczu popłyneły krokodyle łzy...
- Tyle sssamic... SNIF SNIF SNIF... Tyle ssamic, sssame sssaki...
Uderzałem pięścią o stół...
- To nie sssprawiedliwe...
Offline
Sssamica
-Biedny pan Waranek... No niech pan nie płącze... Dobrze będzie gdzieś muszą być takie samice jak pan... No głowa do góry.
Offline
Weteran
Wszedł i łypnął okiem po zebranych...... nowy tu byl i nie do końca wszystkich znał....Przyjrzał się dokładniej i nie namyślając się znacznie podszedł do jedynego zielonego w pobliżu.
- Przynajmniej kolor mamy podobny....zagadał...(choc sam do końca nie był pewien czy jes zielony czy szary.... dawno nie widział już swego odbicia)
- Macie tu co do picia? podobno jakieś cudo Hiha czy cuś....karczmarz daj mi no pełen dzban ... a i coś do jedzenia może być....szczur, prosiak... jeden pies byle zatopić zeby było w czym.
- Kim jesteście...Jam jest Aegir... zwrócił się do zebranych nie bardzo wiedziąc jak inaczej zaczac rozmowę...
(Jego dwa zwoje mózgowe podpowiadały mu ze nikogo nie zna...)
Offline
Serina spojrzała z politowanie na Wrana.
-Jak to nie ma w osadzie żadnych lancertek?
Spojrzała na przybysza.
-Witaj. Na imię mam Serina. Jestem wojowniczką Gildii Wielkich Niezależnych. Obecni tu Kherehabath i Rabui także są w tej samej gildii co i ja. A ten miły jaszczur to nasz gospodarz. Nazywa się Waran Hassys. Jest też sidanka, która przedstawiła się nam Awea Mrau.
Offline
Weteran
Odrywając wzrok od kufla i kawałków czegoś co kiedyś musiało byc szczurem rozejrzał się i zanotował w pamięci....Serina GWN...Kherehabath.. i Rabui też.. no tak a Zielonego kolege juz znał....Nie wiedzieć czemu cos z głębi podpowiadało mu ze te imiona okażą się kiedyś ważne.
- Witam równiez ciebie...(objechał jej postać wzrokiem) przysiądź się do nas i opoiwdz nam co zagnało Cię w te dziwne okolice...moja historia..... a zreszta za mało jeszcze wypiłem....
Offline