Oż kurwa zasraniec pierdolony zabiję go zaraz... przyłożyłem ziele do ramienia i owinąłem oderwanym kawałkiem ubrania Dobra, dam sobie radę... Idź z Sherwett'em bo niewiadomo co za gówno się tam czai... Ja pomogę zejść naszemu koledze z drzewa wyjąłem ostatni toporek Choćby i tym
Ostatnio edytowany przez Vual (2006-10-15 22:43:05)
Mors Tua Vita Mea
Offline
Dobra jak chcesz tylko uważaj!!!Jakby co to wołajSherwett był juz sprawdzić co czaiło sie w krzakach nie było go juz widac ale wiedziałem gdzie poszedł wchodząc w te zarośla zauwazyłem ze nie ma tam ani żadnego stwora ani Sherwetta lezała tylko fajka spewnościa nalezała do niego więc wróciłem do Vuala mówiąc Słuchaj nie wiem gdzie jest Sherwett znalazłem tylko jego fajke ale nic więcej cos tu jest nie tak dasz rade isć?? Choc go poszukamy bo jak sie rozdzielimy to mozemy sie juz nie spotkac ty Tsew też choc musimy sie trzymac w kupie...
Ostatnio edytowany przez Korthan (2006-10-16 17:34:54)
Offline
Jednak... Z krzaków wybiega Sherwett... Pędzi i nic nie mówi. Tsew po krótkiej chwili wahania również zaczyna biec za nim... Biegną w kierunku dziwnych ruin nad rzeczką... W międzyczasie stwór znadkujący się na drzewi wyciąga nowy zasobnik z bełtami. Przymierza i strzela do nieprzygotowanych do obrony Korthana i Vuala.
Trafia Vuala w tą samą rękę... Lekarstwo zastosowane przez Korthana nie działa chyba tak jak należy... W każdym razie rana nadal pali jak diabli.
Ktoś zza krzaków strzela ponownie... Bełt odbija się od hełmu Korthana...
Ostatnio edytowany przez Gaja (2006-10-16 16:31:20)
Offline
Szlachcic Słowa!
Panowie... Zrywka stąd, bo wystselają nas jak kacki... Do tamtych ruin... Musimy się psegrupować i ustalić jakąś linię działania... I zacąć działać stadnie... - wysapałem, gdy przebiegałem obok krasnoluda i lacerta... W ogóle to dziwiłem się, jak mogliśmy się tak dać podejść, a potem działać w tak nieskoordynowany sposób. No, ale nic... Pierwsze koty za płoty... Zanim trafią, któregoś z nas ponownie, będą musieli się sporo napocić... Ale najpierw do tych pierprzonych ruin... Byleby nie mieli tam swojej bazy, bo po nas...
Jak podaje Życie na gorąco...
Sherwett Hasyss
Offline
Ałłć...dobrze że mój morion nie jest z brazu bo pewnie by go ten bełt przebił szybko Vual pospiesz sie trzeba jak najszybciej gdzieś sie schować patrz Sherwett i Tsew juz pobiegliPopatrzyłem na cierpiącego kompana jego mina nie była zadowolona nic dziwnego jego ramie krwawiło strasznie ale nie mysląc wiele zaczęliśmy uciekac widząc przed nami tylko zarośla i przenikajace przez nich postacie Sherwetta i Tsewia...
Offline
Po chwili dało się słyszeć łomot...
Po chwili Vual i Korthan doznali wrażenie, jakby żołądek podchodzil im pod gardło... Trwało to tylko chwilkę, bo po chwili przestali...spadać. Znaleźli się w głębokiej na piętnaście stóp jamie. Na dnie leżał już Sherwett... Rozcierał kostkę. Korthan spadł i uderzył głową o jakiś kamień tracąc przytomność. Vual... Vual nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu.
Szczęście nie sprzyjało bohaterom... A wielka wyprawa przeciwko piratom przerodzała się pomału w wielką katastrofę...
Offline
Szlachcic Słowa!
Jedyna nadzieja w Tsewie....Może sprowadzi pomoc... - burnkąłem i podkuśtykałem do Korthana. Obwiązałem mu łeb rękawem, który oderwałem. Nie znałem się na leczeniu, ale nie wyglądało to jakoś strasznie poważnie, ot: pieprznął się w głowę i stracił przytomność...
Vualu... Mamy psesrane... To nie wygląda normalnie... To jakaś zorganizowana akcja jesst...
Jak podaje Życie na gorąco...
Sherwett Hasyss
Offline
Ta... Chujowo jest. Ale bezczynnie czekać nie chcę... Może spróbujesz mnie wyrzucić? Dasz rade na taką wysokość? Ja cię nie wyrzucę bo mam rękę z gówna...
To w coś ty rękę wkladal??? przepraszam nie mogłem się powstrzymać...."bo mam rekę z gówna:)"... jak doczytacie tos kasujcie:P - Aegir:)
Tia, dostałem 3 bełty z jakimś cholerstwem to chyba trafne określenie na to co się dzieje z moją ręką... Chujowo mi jest w rękę, tak lepiej?
Ostatnio edytowany przez Vual (2006-10-17 15:20:43)
Mors Tua Vita Mea
Offline
Postacie przebywające w dole pokrył cień... Na górze stała humanoidalna, dziwna postać... "Dziwna" było najbanalniejszym i najoczywyistszym określeniem... Co nie znaczy, że nikt jej tak by nie określił, gdyby ją zobaczł po raz pierwszy. Określili by ją tak jak wszyscy. Banalne.
Trzymała w ręce zwiniątko, które zrzuciła na dół. Wy jeś to co ja rzuci, a ja nie to ja was zabi. Żre al już... - postać oddaliła się, a dół został przykryty kratą skonstruowaną z różnej grubości bambusów.
Offline
Korthan odzyskuje przytomność. Strasznie boli go głowa, gdy wstaje ma zawroty, ale to normalny stan po takich wypadkach.
Vual czuje się słabo... Traci władzę w zranionej ręce. Przed oczami latają mu czarne płatki.
Sherwett ma skręconą kostkę, ale jeśli usztywnić ją, to będzie mógł się poruszać z trzema czwartymi normalnej szybkości.
Przed nimi leży pachnący aromatycznie woreczek, który zrzucił do dołu stwór. Wszyscy są głodni. Ślinianki pracują jak oszalałe... Może to lekrstwo? Może nie będzie się im chciało jeść... Może to narkotyk, po którym beznadziejna sytuacja, w której się znaleźli, stanie się bardziej znośna? A może to trucizna? Ale jeśli to trucizna, to czemu po prostu ich tu nie zostawią - skoro chcą ich zabić...
Te i inne pytanie kłębią się w głowach trójki podróżników.
Offline
Wstałem zakręciło mi sie w głowie po czym znowu upadłem co sie dzieje...jak ja sie tu znalazłem chyba mam jakies chaluny...Ooo co to ale jestem głodny zacząłem chorobliwie podązać do miejsca w którym znajdował sie pachnący poczestunek nie zastanawiałem sie skąd sie tu wziął ani kto go przyniósł
Offline
Starając przejrzeć przez czarne coś dostrzegłem Korthana Ty lepiej uważaj... Jakieś zasrane, dziwne COŚ to tu zrzuciło... Zaraz nawet sie nie będę mógł podetrzec tą ręką... Robi się nieciekawie...
Mors Tua Vita Mea
Offline
Szlachcic Słowa!
Działo się ze mną coś dziwnego... To było to samo uczucie, jakie czułem ilekroć przechodziłem obok chaty zielarza... Wtedy czułem, że za chwilę sobie zapalę i świat będzie piękniejszy... Teraz czułem to samo. Wszystko było tak beznadziejne... Twarze moich towarzyszy, które doprowadzały mnie do szału. Zielony jegomość, który nas tu uwięził - zeżarł bym go na surowo... Cały ten dół... Tego nie dało się już dłużej znieść... Podszedłem do paczuszki.
Obwąchałem ją dokładnie.
Drżącymi łapami odpakowałem... Były tam trzy małe woreczki, które pachniały bardzo, ale to bardzo przy każdym ich dotknięciu.
Jak podaje Życie na gorąco...
Sherwett Hasyss
Offline